Tony niemieckich odpadów trafiają na nasze pola |
Za podrzucanie śmieci są wysokie kary, ale nikt ich nie egzekwuje
W teorii przepisy o międzynarodowym obrocie odpadami są bardzo restrykcyjne. Za sprowadzanie bez zezwolenia odpadów niebezpiecznych można trafić za kratki nawet na osiem lat, a jeżeli ktoś działa nieumyślnie, to na dwa lata. A grzywny wynieść mogą od 50 tys. zł do nawet 300 tys. zł.
Tego, że wykrywane transporty to tylko niewielka część wwożonych do Polski śmieci, jest pewna kpt. Joanna Woźniak z łużyckiego oddziału Straży Granicznej. – Nie sposób zatrzymywać każdą ciężarówkę czy auto osobowe. To niezgodne z duchem Karty Schengen – uważa.
– Nasze patrole to nie policja śmieciowa. Kto wie, może warto taką powołać? – mówi płk Wojciech Lechowski, rzecznik komendanta głównego Straży Granicznej. Podkreśla, że w ramach tzw. Europejskich Akcji Inspekcyjnych, koordynowanych przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, wszystkie służby są zaangażowane w kontrolę przewozu odpadów: Straż Graniczna, policja, Służba Celna, Inspekcja Transportu Drogowego. Śmieci, które w Niemczech muszą być spalane, przywożą najczęściej polscy przedsiębiorcy prowadzący firmy handlujące odzieżą używaną czy artykułami motoryzacyjnymi.
Źródło - Rzeczpospolita (www.rp.pl)
Warto zobaczyć